Do Lwowa z pomocą humanitarną i z powrotem do domu pełen wrażeń
Co zrobić z konkretnymi darowiznami na transport pomocy humanitarnej na Ukrainę, gdy również odczuwamy coraz większą potrzebę na długoterminowych partnerów po drugiej stronie granicy?
Wysłać następny transport tam, czy jechać sam?
Z kontaktu, który mieli założyciele Bread of Life, Richard i Brooke z Jimem i Sandy McCann z Joshua Life House Centers we Lwowie, największym mieście zachodniej Ukrainy, rosło przekonanie, że właśnie oni mogą stać się tymi partnerami – maja 29-letnie doświadczenie na Ukrainie, niesamowitą sieć kontaktów dalej w kraju, ale także powołanie, które w piękny sposób łączy się z większością tego, co robimy w Polsce.
Cztery tony żywności o ważności długoterminowej do podziału na 300 ciężkich kartonów, około 100 materacy na tekturowych paletach, różne pojedyncze dary… No, jak to zrobimy? I tak powstał konwój humanitarny trzech furgonetek Bread of Life z Poznania, Kalisza i Pleszewa, przeładowany do takiego poziomu, który nam się wydawało jeszcze w miarę odpowiedzialny i wytłumaczalny, do Lwowa, 80 km za granicą ukraińską, ale 700 km od nas.
Oto trochę wrażeń ze samej podróży:
- Siedzenie samotnie w busie przez wiele godzin (nie, bus nie jedzie tak szybko…) jest dość nudne. Spotify i YouTube to piękne rzeczy! 🙂
- Przekraczanie granicy tam i z powrotem to loteria. Z wyjątkowo przyjaznymi Ukraińcami, mocno kontrolującymi Polakami, nieprzejrzystą papierkową robotą i kolejkami, które dają koszmarne wizje. Wielkie czerwone krzyży na naszych busach zdziałały cuda, dzięki czemu jakoś nam się udało przejechać różne długie kolejki, tam gdzie długie godziny i długie dni dla cięższych samochodów to norma. W obu przypadkach byliśmy po drugiej stronie w około 1,5 godziny. Cud!
- Zachodnia Ukraina wydaje się stosunkowo spokojna, poza wieloma ciężko uzbrojonymi żołnierzami, kilkoma blokadami drogowymi i wyjątkowo małym ruchem z powodu kryzysu paliwowego. Prawie nigdzie nie ma benzyny ani diesla, a tak gdzie jest, kolejki są przerażające.
- Około 6 godzin po naszym wyjeździe, jak dowiedzieliśmy się później od Jima i Sandy, w całym mieście znów rozległa się alarm przeciwlotniczy, kolejne rosyjskie rakiety zostały wystrzelone z nieba… Jest wojna.
- Lwów to piękne miasto! Zwłaszcza przy tak małym ruchu! I z nierealną atmosferą grajków ulicznych, dziadków grających w szachy w parku przed słynną operą z jednej strony, a worków z piaskiem i ochrony pomników i patrolujących wszędzie żołnierzy z drugiej…
Spotkanie Jima i Sandy we Lwowie było piękne i zachęcające. Rozładunek towarów w ich siedzibie przebiegł szybko, podczas gdy zostaliśmy oprowadzeni po budynku i widzieliśmy, jak przebudowa na ośrodek dla uchodźców jest prawie ukończona. Nie, remont nie zaczął się w marcu… Ktoś Inny wyraźnie przejął inicjatywę.
Oprócz wszystkich kartonów z żywnością trafiających do ciężko dotkniętych wsi i przedmieść Kijowa, takich jak Bucha i Irpin, mieliśmy okazję osobiście dostarczyć 50 kartonów do dużego ośrodka dla uchodźców na terenie Wydziału Medycyny Weterynaryjnej Uniwersytetu Lwowa. Brzmi całkiem sensownie, ale rzeczywistość była szokująca. Pokoje wieloosobowe składające się z ponad 100 łóżek stłoczonych razem, zagrzybione korytarze, prawie żadne sanitariaty, a te które są wydawały się nie być utrzymywane lub sprzątane przez co najmniej 50 lat…
W jednym z dużych akademików zobaczyliśmy Kirę, dziewczynę w wieku około 14 lat z regionu Ługańska (Donbas), która miała na ścianie własne rysunki. Brakuje słów…
Indywidualnie mieliśmy okazję rozdawać kartony różnym uchodźcom, których Jim i Sandy znają. Poznałem na przykład rodzinę z Siewierodoniecka, miasta w Donbasie, w którym toczą się obecnie najcięższe walki i które obecnie jest zrównane z ziemią… Vitali i Viktoria, ich syn David z psem Knopką, mieszkają w pokój o powierzchni nie więcej niż 10 metrów kwadratowych na końcu tego wąskiego, zatęchłego korytarza i czekają. Nikt jeszcze nie wie na co, ale i tak cieszyłem się, że mogłem z nimi podzielić, że nie są zapomniani, że mogłem im dać promyk nadziei i modlić się o Boże błogosławieństwo. Imponujące było zobaczyć, jacy oni są dzielni.
Skoro widzieliśmy te przerażające warunki dla wielu uchodźców na samej Ukrainie, dla których właściwie nie ma zbyt wiele miejsca, bardzo cieszymy się z każdej pomocy, jaką możemy zaoferować w Polsce. Gdzie jest szansa na bezpieczniejszy i stabilniejszy byt. I gdzie my sami jesteśmy przez nich zachęcani!