Dotknięci wojną
Czwartek 24 lutego był dniem surrealistycznym. Z surrealistycznym poczuciem, jakbym był przyklejony do mojego radia samochodowego, z nowymi wiadomościami co piętnaście minut o wydarzeniach na Ukrainie. Miałem akurat taką możliwość, bo musiałem jeździć tam i z powrotem do Kalisza na kolejną wizytę u notariusza. Ale już w drodze powrotnej do Poznania stało się jasne, że to więcej i coś większego niż same wiadomości w radiu… W różnych punktach trasę zablokowały długie kolejki samochodów do stacji benzynowych. A od tego momentu już sytuacja nie wróciła do normy.
Oczywiście ten nagły zwrot wydarzeń w sposób dalekosiężny dotyczy przede wszystkim niewinnych cywilów na Ukrainie, którzy nagle stają w obliczu śmierci i zniszczenia, straty, bólu i dławiącej niepewności. Osoby, z których wiele ma rodzinę, przyjaciół lub znajomych mieszkających w Polsce. Osoby, które podobnie jak Polacy liczą na pokój i dobrobyt, które razem starają się budować swój kraj. Osoby, które podobnie jak Polacy znają historię zagrożeń i prześladowań ze strony ich wielkiego sąsiada na Wschodzie.
Wczesnym rankiem w piątek było już jasne, że przy inwazji militarnej o takiej skali i intensywności wkrótce nastąpi napływ uchodźców o bezprecedensowej skali, głównie w kierunku Polski. I rzeczywiście, w chwili pisania tego blogu granicę Polski przekroczyło już ponad 1,2 mln Ukraińców.
Już wcześnie rano w piątek również stało się jasne, że będzie to bezprecedensowe wyzwanie dla każdego, kto ma do czynienia z działalnością charytatywną… I dla kogoś, kto jest odpowiedzialny za fundację humanitarną, a także postawił sobie za cel, w ramach Ewangelicznej Polski, promocję współpracy między takimi organizacjami? Tak, to istne szaleństwo! Od pierwszych telefonów z samochodu wczesnym piątkowym rankiem przez 10 dni mój jedyny wolny czas to zbyt krótki nocny sen…
Stało się graniem w szachy na wielu planszach naraz, oraz pociągnięciem za sznurki na różnych poziomach jednocześnie.
Na szczęście opieka nad uchodźcami od wielu lat nie była w Polsce czymś realnym i wcale nie udajemy, że cokolwiek o niej wiemy. Ale skoro mamy doświadczenie w pomocy potrzebującym, to nagle staliśmy się specjalistami… I tak otrzymujemy nagle wszelkiego rodzaju telefonów z praktycznymi pytaniami o nagłych wypadkach rodzin czekających na granicy, prosząc o transport, zaopatrzenie i schronienie, ale także telefony z ofertami schronienia, odzieży, zbiórek pieniędzy, grup wolontariuszy itp. A w momencie, kiedy próbujemy przekazać takie pytania innym, różne zbory ewangelickie w mieście oczekują od Bread of Life roli koordynatora i dostawcy, a do tego jeszcze inne organizacje oferują lub oczekują transfer know-how… A do tego jeszcze różne piękne oferty pomocy z Niemiec, Holandii, Danii, Szwecji, Norwegii, USA… I tak jest cały czas.
Zostaliśmy dotknięci. Przede wszystkim z powodu niezmierzonej tragedii, która trafiła na naród ukraiński. Ale także z powodu dziwacznej agresji rosyjskiego reżimu, która pogrążyła Ukraińców w wielkiej niepewności, i nie tylko ich.
Ale dotknęła nas też bezprecedensowa jedność i mobilizacja Polaków, w surrealnej fali chęci pomocy i opieki nad uchodźcami. I poprzez solidarność i konkretne propozycje strukturalnej pomocy od osób lub organizacji, od których się tego nie spodziewałem. To wszystko za dużo, by tu wymieniać, więc warto zajrzeć na ogólnopolską oraz poznańską stronę Bread of Life na Facebook’u, gdzie przynajmniej podjęto próbę. 🙂
Od tego weekendu staram się odzyskać trochę więcej spokoju w mojej głowie poprzez coraz więcej oddelegowania i świadomych wyborów – i dzięki temu na przykład wreszcie mam czas na napisanie tego blogu. Ponieważ wiemy, że to dopiero początek. Że jest jeszcze wiele do zrobienia, na co chcemy odpowiedzieć jak najlepiej i najmądrzej.
Zostaliśmy dotknięci. I jesteśmy wdzięczni, gdy i Ty zostałeś dotknięty!