Jak różnorodna jest praca „praesesa”?!
Wieki i wieki temu Rzymianie mieli wymyślne słowo dla kogoś, kto był szefem lub musiał udawać, że jest: „praeses”. I podczas gdy większość współczesnych języków od dawna używa własnych tłumaczeń lub synonimów, w Polsce trzyma się tego słowa, choć w nieco zmienionej pisowni – prezes.
Z uwagi na to, że w Polsce nadal cenione są nie tylko klasyczne słowa, ale także formy zwracania się i maniery, bardzo często nazywają mnie „Pana prezesa”. I nie ma w tym ani śladu sarkazmu! Dla Holendra to ciekawostka, nawet po latach.
Ale co taki prezes robi na co dzień? Jak wszędzie: przewodniczenie spotkań, podpisywanie dokumentów, zatwierdzanie płatności, sporządzanie raportów, pisanie trudnych maili i planów, ale w przypadku „Bread of Life” na szczęście także szereg innych rzeczy, które często są co najmniej tak samo wdzięczne:
Zorganizowanie wymiany terminali płatniczych w celu umożliwienia nowoczesnych zbiórek…
Nadzorowanie formalnego odbioru remontu dachu naszej NLC…
Zapewnienie zatwierdzenia zmiany statutu fundacji, aby móc ubiegać się o status OPP, pozwalający na odliczenia podatku, również w innych krajach UE…
Załadowanie żywności do dystrybucji dwa razy w tygodniu z fajną paczką wolontariuszy…
Albo wyjaśnienie podopiecznej, gdzie może znaleźć grupę chrześcijan, którzy będą ją wspierać duchowo!
A to tylko prosta selekcja z ostatnich kilku tygodni, jeszcze przed intensywnym okresem świątecznym! Jesteśmy na fali, że tak powiem!